Kościół u progu niepodległości

Model funkcjonowania Kościoła w niepodległej Polsce z jednej strony uwzględniał fakt socjologicznej dominacji rzymskich katolików w państwie polskim (stanowili oni około 2/3 populacji), jak i fakt, że na wielu terenach II Rzeczypospolitej niemal wszyscy rzymscy katolicy byli Polakami i na odwrót. Wyjątkiem była tu Wileńszczyzna i Śląsk, gdzie żyły znaczne grupy katolików obrządku łacińskiego odpowiednio Litwinów i Niemców.

Poza tym Kościół katolicki słusznie przypominał swoje zasługi na polu podtrzymania polskiej tożsamości narodowej w okresie zaborów.  Jednocześnie jednak faktem było, że nie wszyscy Polacy byli katolikami, a także że jedna trzecia obywateli państwa wyznawała religie mniejszościowe – głównie religię żydowską, greko-katolicyzm i prawosławie. Świadomość tych dwu faktów spowodowała, że II Rzeczpospolita nie stała się państwem wyznaniowym katolickim, a jednocześnie uznawała szczególną pozycję katolicyzmu w społeczeństwie i kulturze polskiej. Efektem tego kompromisu był zapis konstytucji marcowej, która w swym artykule 114 głosiła:

Wyznanie rzymsko-katolickie, będące religją przeważającej większości narodu, zajmuje w Państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań.
Kościół Rzymsko-Katolicki rządzi się własnemi prawami. Stosunek Państwa do Kościoła będzie określony na podstawie układu ze Stolicą Apostolską, który podlega ratyfikacji przez Sejm
”.

 

Od początku na służbie niepodległej

Episkopat Polski spotkał się po raz pierwszy na nieformalnym zjeździe w Warszawie jeszcze w 1917 r. Biskupi ze wszystkich zaborów zgromadzili się na zaproszenie arcybiskupa warszawskiego – Aleksandra Kakowskiego, który od chwili ustanowienia przez państwa centralne Królestwa Polskiego używał tytułu prymasowskiego.

W sierpniu 1919 r. po raz pierwszy biskupi spotkali się jako Episkopat Polski w Gnieźnie. Ówczesny episkopat składał się z wielu ważnych osobistości. Prymasem Polski został ówczesny arcybiskup poznański i gnieźnieński – Edmund Dalbor, który położył wielkie zasługi m. in. w działaniach charytatywnych w okresie I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej.  Obok niego zasiadał biskup krakowski – bp Adam Sapieha, były regent i prymas Królestwa Polskiego – Aleksander Kakowski, wileński arcybiskup – Romuald Jałbrzykowski, lubelski – Marian Fulman, wszyscy doskonale znani z postawy jednoznacznie patriotycznej. Osobno wymienić należy tych biskupów, którzy zasiadali w ówczesnym episkopacie, a których Kościół wyniósł na ołtarze. Mam tu na myśli – bł. Antoniego Juliana Nowowiejskiego, arcybiskupa płockiego, który zostanie męczennikiem niemieckich obozów koncentracyjnych, św. Józefa Sebastiana Pelczara, biskupa przemyskiego i byłego rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz św. Józefa Bilczewskiego – łacińskiego arcybiskupa lwowskiego.

Polski Episkopat będzie jednoznacznie opowiadał się za niepodległością kraju, m. in. wzywając do obrony zagrożonej przez bolszewików wolności w sierpniu 1920 r.

 

Stosunek papieża do niepodległości Polski

Jeszcze w kwietniu 1918 r. papież Benedykt XV uznał fakt powstania niepodległego państwa polskiego wysyłając do Warszawy delegata apostolskiego, w osobie ówczesnego dyrektora biblioteki watykańskiej – Achillesa Rattiego, który później stanie się papieżem Piusem XI. W listopadzie 1918 r. papież zwróci się z oficjalnym orędziem do Narodu polskiego, w który znajdziemy następujący fragment:

Historia zapisała złotymi zgłoskami zasługi Polski względem religii chrześcijańskiej i europejskiej cywilizacji, atoli – niestety – musiała także zapisać, jak Europa za to niegodziwie jej odpłaciła. Przemocą bowiem odebrawszy Polsce jej osobowość polityczną, usiłowała nadto w niektórych częściach wydrzeć jej katolicką wiarę i narodowość. Aliści z podziwu godnym oporem umieli Polacy utrzymać jedno i drugie. Obecnie zaś, przetrwawszy prześladowania dłuższe niż wiek cały, Polska zawsze wierna (Polonia semper fidelis) okazuje większą żywotność niż kiedykolwiek […].

Niech będą nieskończone dzięki Panu, że wzeszła już nareszcie jutrzenka zmartwychwstania Polski! My najgorętsze składamy życzenia, aby Polska – odzyskawszy swoją pełną niezawisłość – mogła jak najrychlej w zespole państw zająć przynależne jej miejsce i dalej rozwijać swoją historię narodu cywilizowanego i chrześcijańskiego.”.

Reprezentant papieski – który już wkrótce, bo w 1919 r. został nuncjuszem apostolskim w Polsce – został w Warszawie konsekrowany na arcybiskupa. Jednak jego relacje z rodzimym Episkopatem nie były proste. Najbardziej w oczach polskich biskupów zaszkodziła mu sprawa plebiscytu na Górnym Śląsku. Abp Ratti  został tam przewodniczącym komisji plebiscytowej. Stanął w obliczu podziału narodowego i politycznego wśród katolików – bowiem na Śląsku zarówno Niemcy, jak i Polacy wyznawali katolicyzm. W tej sytuacji starał się, by Kościół, a zwłaszcza duchowni nie angażowali się w akcję propagandową towarzyszącą plebiscytowi. O ile Niemcom nie sprawiało to wielkiej różnicy, to w przypadku Polaków, którzy głównie stanowili biedniejsze warstwy śląskiego społeczeństwa, zakaz udziału księży w agitacji na rzecz Polski oznaczał pozbawienie polskich Ślązaków swych naturalnych liderów.

Biskupi polscy mieli za złe Rattiemu jego stanowisko i niezrozumienie sytuacji. Uważali, że faktycznie wsparł on Niemców. W tej sytuacji polski Episkopat – głównie zaś bardzo wpływowy w Rzymie biskup krakowski, Adam Sapieha – doprowadzili do odwołania Rattiego. Przyszły Pius XI do końca życia będzie odczuwał sympatię do Polski, ale jednocześnie będzie odnosił się z rezerwą, żeby nie powiedzieć z niechęcią do naszych biskupów.

W polskiej pamięci Achille Ratti utrwalił się jako ten – obok ambasadora Turcji – przedstawiciel dyplomatyczny, który w krytycznych chwilach bolszewickiego szturmu na Warszawę zdecydował się pozostać wraz z ambasadorem Turcji w zagrożonej stolicy.

 

Konkordat 1925 r.

U progu niepodległości państwo polskie nie zgłaszało żadnych poważniejszych pretensji do Kościoła. Nie musiało utrzymywać duchowieństwa, nie atakowało szkolnictwa wyznaniowego, zezwalało na nauczanie religii w szkołach publicznych, szanowało – przynajmniej początkowo – obowiązującą na znacznej części polskiego terytorium wyznaniową formę małżeństwa, uniemożliwiającą katolikom legalne rozwody. Wreszcie dokonało częściowej restytucji mienia kościelnego zrabowanego przez zaborców – głównie przez Rosję carską. Kościół niezmiennie wspierał państwo polskie.

Uwieńczeniem tych w sumie bardzo przyjaznych relacji między niepodległą Polską a papiestwem był konkordat zawarty przez rząd Władysława Grabskiego w lutym 1925 r. Była to realizacja zapisu konstytucji marcowej. Został on przyjęty po niezwykle krótkich,  zaledwie kilkumiesięcznych negocjacjach.

Konkordat ten nie tylko wynosił na wyższy poziom relacje wzajemne między Warszawą a Watykanem, ale także sankcjonował warunki funkcjonowania Kościoła katolickiego w Polsce. Dostosowywał granice diecezji do granic niepodległego państwa i sankcjonował reorganizację polskiej organizacji kościelnej, która w zasadniczych zarysach przetrwała do dzisiejszego dnia – przynajmniej na ziemiach Polski centralnej i południowej. W wyniku konkordatu utworzone zostały m. in. nowe diecezje: łomżyńska, siedlecka, katowicka czy  częstochowska, na wschodzie diecezja pińska, restytuowana została diecezja łucka. Zostało także potwierdzone istnienie powołanego w 1919 r. ordynariatu polowego oraz stworzonej w 1920 r. archidiecezji łódzkiej. Dotychczasowa diecezja krakowska stała się natomiast archidiecezją.

 

Nie tylko rzymscy katolicy

Na koniec warto podkreślić, że także duchowni tzw. Kościołów mniejszościowych dawali piękne przykłady służby niepodległej Polsce. Na pierwszym miejscu wymienić należy abp. Józefa Teodorowicza – arcybiskupa lwowskiego obrządku ormiańskiego-katolickiego. W jego przypadku mamy do czynienia z hierarchą katolickim, który mimo różnicy obrządkowej był aktywnym członkiem Episkopatu Polski, a zarazem jednym z najwybitniejszych kaznodziejów Polski międzywojennej, w którego kazaniach tematyka patriotyczna zawsze była obecna. W 1918 r. podczas wojny polsko-ukraińskiej zajął on jednoznacznie pro-polskie stanowisko. Natomiast stanowisko zupełnie odmienne w odniesieniu do niepodległej Polski zajmował pro-ukraiński arcybiskup lwowski obrządku greckiego –  Andrzej Szeptycki.

Także niekatoliccy duchowni zajmowali stanowisko patriotyczne polskie. Jako symbol takiej postawy służyć może superintendent generalny kościoła ewangelicko augsburskiego – Juliusz Bursche. W 1918 r. zasiadł on w Radzie Stanu Królestwa Polskiego, zabiegał jako ekspert polskiej delegacji na konferencję wersalską o przynależność Śląska Cieszyńskiego i Mazur do Polski. Brał także aktywnie udział w przegranym przez Polaków plebiscycie na Mazurach. Swą postawą pięknie dopełniał obraz patriotycznego wysiłku episkopatu katolickiego…

dr hab. Paweł Skibiński